Na samym wstępie oświadczyć muszę, że większość tego, co znajdzie się w tym numerze dotyczy rzeczy, o której można wiedzieć tylko (jak zwykł był mawiać Kubuś Puchatek) tylko „maleńkie conieco”. Rzecz będzie bowiem o życiu wewnętrznym ludzi i jego zewnętrznych przejawach.
Jakieś tam życie wewnętrzne mają nawet i zwierzęta (zwłaszcza wyższe); posiadaczy psów, kotów, czy koni nie trzeba chyba przekonywać. Myślenie zwierząt jest zapewne prostsze od naszego, ale nie wydaje mi się, aby jego istnienie było wyłącznie projekcją naszych wyobrażeń na zwierzęta. Ludzie zresztą, „jak można przypuszczać” (coś mi się wydaje, że w tym numerze będzie potrzeba sporo takich wtrąceń) także różnią się bardzo zarówno intensywnością, jak i treścią swoich myśli.
Ten dość tajemniczy świat życia wewnętrznego bliźnich, którego tylko część (można sądzić, że jakiś wierzchołek lodowej góry) jest nam dostępna przez obserwację ich zachowań, jest dla naszego życia czymś tak istotnym, że nie mającym wręcz ceny. To ludzie są przecież głównie tym, co czyni nas szczęśliwymi, bądź (obawiam się, że częściej) nieszczęśliwymi. I to nie ich wygląd, a właśnie to, co noszą w swoich głowach, bo to determinuje nasze dobre lub złe relacje z nimi.
Trudność dostępu do tego świata jest podwójna. Pierwszą przeszkodą są sami ludzie, którzy przeważnie dość zazdrośnie strzegą swych myśli, obawiając się (nie bez przyczyny, niestety), że „wszystko może być wykorzystane przeciwko nim”. Ale nawet i wówczas, kiedy ktoś chcę nam odsłonić swoje wnętrze – obraz jego ducha, jaki sobie wytwarzamy jest przeważnie fałszywy, a w najlepszym razie przybliżony. Każdy ma przecież swoją, inną od naszej, historię życia i mówiąc nam o sobie odwołuje się do niej, choćby nieświadomie; my zaś szukamy analogii w historii własnej – innej przecież.
Toteż staropolskie powiedzenie, że beczkę soli trzeba z kimś zjeść, aby go poznać ma swój dobry sens. Spróbuję jednak w tym numerze z beczki tej zaczerpnąć choćby małą szczyptę.