Gdy głębia czasu zastępuje głębię umysłowej przestrzeni; gdy komutacja interfejsów zastępuje delimitację powierzchni; gdy przezroczystość na nowo ustanawia pozory, wtedy zaczynamy się zastanawiać, czy to, co uparcie nazywamy przestrzenią nie jest w rzeczywistości światłem, subliminarnym paraoptycznym światłem, którego jedna fazą lub odbiciem jest światło słoneczne. To światło pojawia się w czasie mierzonym natychmiastowym czasem naświetlania, nie zaś historycznym i chronologicznym upływem czasu. Czas tej chwili bez trwania jest „czasem naświetlania”, niezależnie czy jest to prześwietleniem, czy niedoświetlenie. Fotograficzne i kinematograficzne techniki już przewidziały istnienie i czas kontinuum, ogołoconego ze wszystkich wymiarów fizycznych, w którym kwant energii działania i punkt kinematycznej obserwacji nagle stały się pozostałościami nieistniejącej już morfologicznej rzeczywistości. Ta prędkość światła przeniesiona do wiecznej teraźniejszości teorii względności, której topologiczna i teleologiczna grubość i głębia nalezą do tego ostatniego instrumentu pomiarowego, ma jeden kierunek, który jest jego wielkością i wymiarem i który rozchodzi się sam z taka sama prędkością we wszystkich kierunkach radialnych, będących miarą Wszechświata.
Ten akapit – we francuskim oryginale stanowiący jedno zdanie liczące 193 słowa, którego ”poezji” niestety przekład nie oddaje – jest najdoskonalszym przykładem biegunki pióra, z jakim się kiedykolwiek zetknęliśmy. Naszym zdaniem nie znaczy od dokładnie nic.
Powyższy komentarz pochodzi od autorów książki.
[mc]