ESEJ - zawiera esej (lub eseje) dotyczące przeważnie tematu miesiąca.








Douglas R. Hofstadter.


O LICZBOWYM LETARGU (IX).

Te wielkie i małe liczby znajdują się tak daleko poza naszym zwykłym pojmowaniem, że właściwie nie można jeszcze bardziej osłupieć. One naprawdę przechodzą wszelkie pojecie – dopokąd ktoś nie wywoła w sobie jasnego wyobrażenia różnych wykładników. Lecz nawet w oparciu o takie intuicje, trudno jest przypisać wszechświatowi właściwą mu straszliwość zarówno dla jego nadzwyczajnej wielkości, jak i nadzwyczajnej drobnoziarnistości. Liczbowa ignorancja zaczyna się dla nas już dużo wcześniej. Większość ludzi jest całkowicie zdezorientowana słowami takimi jak „bilion” czy „trylion”; dla nich są one po prostu synonimami pozbawionego znaczenia „ziliona” [w amerykańskim jest to potoczne określenie niewyobrażalnie dużej liczby - M.C.].

Uderzyło mnie to szczególnie mocno kilka minut po tym, kiedy skończyłem szkic tej kolumny. Czytając gazetę trafiłem na artykuł traktujący o gazach bojowych [orig.: nerve gas - M.C.]. Stało tam napisane, że prezydent Reagan przewiduje na ten cel wydatki w wysokości około 800 milionów dolarów w 1983, oraz około 1,4 miliarda w roku 1984. Wyprowadziło mnie to wprawdzie z równowagi, ale też przyłapałem się na myśli, że jestem wdzięczny, iż nie jest to 10 czy nawet 100 miliardów. I nagle poczułem, że wstydzę się sam za siebie. Ten facet ma trochę gazów bojowych! Jak mogło mi przynieść ulgę, że to tylko za te „marne” 1,4 miliarda? Jak mogły moje myśli tak oddzielić się od rzeczywistości? Miliard na gazy bojowe nie jest marnie żałosny; jest ohydny. Nie możemy sobie pozwalać na bycie numerami. Potrzebujemy gwałtownego wyrwania się z naszej apatii, bo taki rodzaj „żartów” jest w jak najgorszym guście.

Nazwa tej gry – to przeżycie nas, jako istot. W rzeczywistości nie troszczę się zbytnio o to, czy liczba moskitów w Afryce jest większa, czy mniejsza od liczby pensów w dochodzie narodowym. Jest mi obojętne, czy wiecej jest lodowców w Morzu Martwym, czy skorpionów na Antarktydzie. Nie obchodzi mnie jak wysoki byłby stos banknotów wartości miarda dolarów (ten obraz przywołał prezydent Reagan w swoim przemówieniu dyskredytującym wysokość zadłużenia państwa, do jakiej doprowadzili jego porzednicy). Gwiżdzę na banalne, chore obrazy kolosalnych wielkości. A co mnie rzeczywiście ochodzi, to fakt, że miliard dolarów w kategoriach konstruktywnych oznacza: obiady dla wszystkich dzieciaków w Nowym Jorku przez rok, sto bibliotek, pięćdziesiąt jumbo jetów, kilkuletni budżet dużego uniwersytetu, jeden okręt wojenny i tak dalej. Zatem jeśli lubisz liczby (jak ja), nie możesz pomóc inaczej, jak przeprowadzając linię podziału między zabawami liczbowymi, a poważnym myśleniem, ponieważ chore obrazy przechodzą w te bardziej poważne dość płynnie. A frywolna wirtuozeria liczbowa, jakkolwiek nie byłaby zabawną, jest daleka od myśli przewodniej tego artykułu.

Mam nadzieję, że tym, co ludzie przyswoją sobie z tego artykułu nie będzie kilka ciekawostek do wykorzystania na następnym cocktail party, lecz ciągle rosnące przeświadczenie o ważności zachłannych wielkich liczb. Chciałbym, aby ludzie zrozumieli bardzo realne konsekwencje tych bardzo surrealistycznych liczb przelatujących w nagłowkach gazet jak imiona gwiazd filmu w prasie brukowej. I właśnie to jest jedynym powodem, dla którego pojawiają się wszystkie te żartobliwe przykłady. W gruncie rzeczy bowiem zajmujemy się pytaniami poznawczymi i to takimi, których konsekwencją jest nasze życie lub śmierć.

(cdn.)

[mc]