Cel mój jest o wiele prostszy. Wiem, jak i wszyscy, że na świecie są agnostycy. Jedni zostali od urodzenia wychowani w takim duchu, inni wypracowali taki pogląd w ciągu swojego życia. Bez względu na drogę, jaką szli – jedni i drudzy doszli do tego samego punktu. Nic więc dziwnego, że mają często podobne myśli, nadzieje i lęki.
Wydaje mi się, że decyzje, jakie muszą podejmować agnostycy, są na ogół daleko bardziej dramatyczne niż u ludzi wierzących. Wiedzą oni bowiem, że nikt im nie może przebaczyć, nagrodzić dobra, ukarać zła; że o wszystkim najważniejszym muszą zdecydować sami i mają na to jedynie czas równy długości swego życia. Wachlarz możliwości rozpościera się od skrajnego egoizmu do krańcowego altruizmu, a jedyną busolą pomagającą wybrać kierunek – jest własny rozum. Tylko i aż tyle.
Ci lepiej oczytani zdają sobie także dobrze sprawę, z tego, jak malutką i nieważną częścią kosmosu jesteśmy. Ot, gdzieś tam w zapadłym kącie galaktyki, na jakiejś małej planetce zalęgło się coś takiego, co lubi się nazywać koroną stworzenia.
Z jakimi problemami agnostycy się zderzają, jak próbują je rozwiązywać – o tym jest właśnie czwarty numer Ad rem!.