Od redaktora...

Obecny numer AdRem poświęcam muzyce ujętej z perspektywy mojego dotychczasowego doświadczenia. Wydaje mi się, że zarówno gruntowne wykształcenie muzyczne, jakie odebrałem, jak i to, czym się przez wiele lat w życiu zajmowałem, daje mi do tego jakieś prawo i przynajmniej w znacznym stopniu zabezpiecza przed wynikającą z niekompetencji śmiesznością.

Wiele się mówi o kryzysie sztuki, nawet jej końcu i temu podobnych rzeczach. Jak zwykle sporo w tym zwykłego malkontenctwa i narzekania, ale są też i całkiem poważne podstawy do obaw. Zamierzam przyjrzeć się temu możliwie chłodnym okiem. Muzyka jednak, inaczej niż nauki przyrodnicze, nie daje się ująć całkiem obiektywnie i właściwie nie sposób o niej mówić bez żadnych emocji. Dlatego też w numerze tym bodaj wszystkie teksty są właściwie esejami, a umieszczenie ich pod etykietką eseju lub artykułu jest dość arbitralne i chyba niezbyt w końcu ważne.

Jeśli chodzi o samą treść, to głównie chciałbym się tu zająć najdalszym horyzontem muzyki, zagadnieniami ogólnymi i barierami, które tkwią w samej istocie muzyki, a nie jej (handlarską, przeważnie) codziennością – to pozostawiam bardziej kompetentnym. Przyrównując rzecz do nauk przyrodniczych, odpowiadałoby to raczej badaniom podstawowym, czy teoretycznym, niż szukaniu rozwiązań technicznych. Nie intersują mnie tu więc rewelacje typu: „Ale ten zespół (wykonawca etc.) to gra bardzo pięknie”, czy też „Muzyka Mozarta jest nieprzemijająca”. Nie mam nic przeciw tradycji muzycznej – przeciwnie – cieszy mnie jej istnienie i niekwestionowana wartość. Uważam jednak, że ci dzielni mężowie przeszłości zrobili w swoim czasie swoje (i często naprawdę znakomicie), zaś naszą rzeczą jest robić swoje, abyśmy następnym pokoleniom nie zaprezentowali się wyłącznie jako pasożyty muzyki zeszłych wieków. Bo często, niestety, mam takie wrażenie, że właśnie na to się zanosi...